Martii
Początkujący pisarz
Dołączył: 14 Lip 2006
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 19:19, 15 Lip 2006 Temat postu: Moje beznadziejne opowiadanie... |
|
|
ROZDZIAŁ I
Z niewysokiego, niedużego domu na ulicy Patriotów 4 wyszła trzydziestoletnia kobieta. Ubrana była w czarny płaszcz, a pod pachą trzymała czarną, skórzaną teczkę.
Zegar wybił pierwszą w nocy. Pogasły wszystkie latarnie na zaśnieżonej ulicy. Kobieta wsiadła do białego Volkswagena. Po chwili nie było jej pod domem numer 4.
Po 10 minutach wysiadła z Volkswagena i skierowała się w kierunku starego, obszarpanego budynku na którym wisiała tabliczka z napisem "Aleja Podmokłych Tulipanów 2". Zadzwoniła. Po chwili można było usłyszeć ciche zamknięcie drzwi.
- Masz papiery? - zapytał mężczyzna ogolony na łyso, w ciemnozielonej marynarce i tego samego koloru spodniach. Jego wzrok zdawał się być złowieszczy, pełen porządania wszystkiego, co nie należało do niego.
- Tu są. - Kobieta położyła na stół czarną teczkę.
- Ile za nie chcesz? - zapytał łysy.
- No, nie wiem... - zamyśliła się kobieta. - Może 55 tysięcy?
- Zastanowię się. Poczekaj tu chwilę. Zaraz przyjdę z odpowiedzią.
- Dobrze.
Mężczyzna wyszedł z pokoju.
Może coś wam przybliżę o właścicielce czarnej aktówki? Trzydziestolatka miała na imię Judyta Rosowiecka. Na pozór niby spokojna kobieta, w niczym nie różniąca się od innych trzydziestolatek, ale jednak miała w sobie "to coś", co czyniło ją inną, niż powinna być. Ów pani Judyta miała córkę - dwunastoletnią Paulinę, oraz nieżyjącego już męża Andrzeja, który zmarł w wypadku samochodowym.
Judyta pamiętała dzień śmierci męża, jakby to stało się to zaledwie wczoraj, choć od tego czasu minęły cztery lata. Paulina miała wtedy 8 lat, a sama Judyta miała na swoim liczniku 26 lat. Był wtedy ów 8 września, dość pogodny dzień jak na wrzesień. Andrzej Rosowiecki wychodził z domu do pracy. Pół godziny telefon do Judyty - "Dzień dobry, czy tu pani Judyta Rosowiecka? Pani mąż jest ciężko ranny w wypadku... leży na starym szpitalu". To był okropny dzień, mimo zapewnień lekarzy, Andrzej zmarł...
Judyta nie mogła zapomnieć reakcji Pauliny. Dziewczyna, jak już wcześniej wspomniałam, miała wtedy 8 lat. Paulina krzyczała, że przecież tata jest tatą i nie może go nie być. Biedna, nie była w stanie zrozumieć tak okropnej sytuacji w jakiej znalazła się ona i jej matka. Tak, to były okropne dni dla Rosowieckich.
W między czasie wrócił mężczyzna ogolony na łyso.
- 40 tysięcy.
- Za mało - zaprotestowała krytycznym głosem Judyta.
- 45 tysięcy albo... - nie dokończył mężczyzna.
- No to niech będzie te 45 tysięcy, niech stracę.
Judyta otworzyła czarną aktówkę, a łysy mężczyzna utkwił chciwy wzrok w jej zawartości. W środku było mnóstwo różnych papierów - zarówno jak i te z ZUS-u, jak i karty gwarancyjne, w tym lodówki i telewizora firmy SONY. Kobieta lekko pochyliła się nad teczką, przysunęła ją nieznacznie w swoją stronę i zaczęła szybko wertować kartki. W końcu wyciągnęła plik kartek, położyła je na stole, który dzielił ją i Łysego, zamknęła teczkę i pewna siebie zapytała:
- To?
Łysy zmrużył oczy, obrócił kartkę tak, żeby mógł przeczytać co na niej pisze, a po chwili na jego ustach zagościł podejrzliwy uśmieszek.
- Tak, to.
Wyciągnął z kieszeni zielonej marynarki plik banknotów oraz zaczął je nerwowo liczyć. Co chwilę zaczynał je liczyć od początku, bo co chwilę się mylił, a Judyta Rosowiecka zaczęła już się trochę niecierpliwić.
- Długo jeszcze?
- Nie przerywaj mi! - zdenerwował się jeszcze bardziej Łysy. - Jak nie będziesz mi przerywać to szybciej to policzę!
I zaczął liczyć po raz setny od początku. Wreszcie udało mu się policzyć pieniądze, wręczył je Judycie, a sam zabrał plik kartek które położyła na stole Judyta. Po jego minie można by było sądzić, iż dorobił się interesu życia, w części było tak istotnie.
- To ja już idę - chłodnymi słowami pożegnała się Judyta z Łysym.
Łysy jednak dopiero teraz zainteresował się osobą Judyty.
- Stój - powiedział złowieszczym głosem. Judyta wystraszyła się jego tonu głosu, jakim powiedział wyraz, który przyprawił ją prawie o zawał serca. - Dziś dorobiłem się interesu życia. Wprawdzie na tym straciłem, ale to odzyskam.
Włożył rękę do kieszeni i po chwili wyciągnął ją, ale już w niej trzymał pistolet wycelowany wprost w Judytę.
- To jest twój koniec.
-----------------------
Wiem, że beznadziejne. Napiszcie, jak myślicie, co wg was powinno się stać. Bo mam już drugi rozdział, a nie wiem czy opowiadanie jest warte tego, by je dalej ciągnąć.
Post został pochwalony 0 razy
|
|